(Myron)
Dojechaliśmy
do apartamentu mojego przyjaciela w dzielnicy, w której mieszkali ludzie z
najbardziej wypchanymi forsą kieszeniami. To były ulubione „cztery ściany”
Windsora. Rzadko przyprowadzał tu jakieś kobiety. Co ja gadam?! Nigdy ich tu nie przyprowadzał. Chciało mi się śmiać myśląc o tym, że on kiedykolwiek
się ustatkuje, założy rodzinę.
-Przydałby
ci się czasami psychiatra – usłyszałem jego głos. Nie zauważyłem gdy sam do
siebie zacząłem się śmiać. Już nawet nie chciałem wspominać komu miedzy nami
dwoma bardziej przydałby się psychiatra.
Wyszliśmy
z samochodu i po kilku minutach znaleźliśmy się w salonie, gdzie Win
tradycyjnie wyjął whisky i jedną szklankę. Nalał sobie do niej trunku i się
napił, nie pytając mnie nawet czy nie napije się z nim, wiedząc że odmówię.
-Co
ci jest? – nieprzemyślanie zacząłem dyskusję.
-Mistrzem
dedukcji to ty nie jesteś – odpowiedział.
-Wybacz,
ale nie wiem, bo nie siedzę w twojej głowie.
-I
dobrze. Może ci pomogę byś nie przeforsował swojego umysłu. Chodzi o to o co nas
oskarżył ten tłuścioch – wytłumaczył ciągle targany przez emocje. W sumie to
zachowywał się jak normalny człowiek, ale jak na niego to naprawdę można mówić
śmiało, że wodziły nim nerwy.
-No
i co? – dopytałem wzruszając ramionami.
-No
i mamy kłopoty. Dobrze wiesz, że to wszystko to bagno. Jak Ache’owie oskarżą
cię o zniszczenie jakiegokolwiek interesu to wiedz, że twego ciała nigdy w
trumnie nie będzie, a jak oskarżą o zniszczenie całego biznesu to sam wiesz o ile gorsza będzie sytuacja – wyjaśnił.
-Nie
wierze… Boisz się? – zdziwiłem się.
Mój
przyjaciel zaśmiał się melodyjnie.
-Nie
boję się o siebie. Wiesz dobrze, że kocham takie ryzyko, – miał racje, że dobrze
o tym wiedziałem – ale martwię się, że ty tego co może nasz czekać nie
wytrzymasz – skończył ton głosu niżej i spojrzał na mnie wzrokiem, od którego
zawsze dostawałem gęsiej skórki na całym ciele.
-Wytrzymam.
Dam sobie jakoś radę – starałem się przekonać mojego przyjaciela.
-Jesteś
o tym stuprocentowo przekonany? – spytał spokojnym tonem. Jego zrównoważenie i
opanowanie wróciło. Siedząc na fotelu, opierając łokcie na podłokietnikach, złączył
dłonie opuszkami palców. To był jego charakterystyczny odruch. Nie odzywałem
się czekając, aż zacznie swój monolog.
-Interesy Ache’ów
zniszczone – doczekałem się. – Zabijali ludzi, do których ich klienci
dobrowolnie od nich odeszli. Starali się już zniszczyć ciebie za biliardy razy
mniejsze przewinienia. Jeśli nie doszedłeś do tego wniosku to uprzedzam, że to
co teraz się wydarzyło nie zostanie puszczone nikomu płazem. Zrównali z
ziemią już większość nieznaczących dla prasy ludzi, podejrzanych o tę sprawę.
Od kilku dni się orientuję w tym o czym powiedział nam Frank. To nie są
przelewki. Dochody ich działalności spadły o 83%. Liczyłem na to, że nas z tym
nie powiążą, ale jak widać się przeliczyłem. Teraz cóż, plan B. Zbierasz swoje
rzeczy i póki nie wyjaśnię tej sprawy wyjeżdżasz do Paryża dla dobra sprawy. Tą sprawę będzie mi łatwiej załatwić samemu.
Nie
mogłem ukryć szoku i zbulwersowania. Chciał, żebym się usunął. Pierwszy raz
zależało mu na tym, by pracować samemu.
-Nie
ma mowy – zaprotestowałem stanowczo.
-Nie
pytałem się o twoje zdanie. Wybacz, ale decyzje podjąłem bez ciebie. Chcę zająć
się tą sprawą sam. Twoje zaangażowanie mogłoby zrobić nam tylko więcej
kłopotów. Ze względu, że to ja cię wysyłam jedziesz na mój koszt – Windsor
podniósł się z fotela i podszedł do sejfu murowanego w ścianę i
schowanego za dużym obrazem. Sztuczka stara i znana. Oczywiście były tam tylko
„podręczne środki” mojego przyjaciela. Gdyby miały znaleźć się w tym domu
wszystkie jego pieniądze… Co ja gadam?! W tym domu nie zmieściłyby się
wszystkie jego pieniądze. Wpisał dziewięciocyfrowy kod do sejfu i wyjął z niego
pokaźną sumkę. Dokładnie to równo ułożony i ściśnięty recepturkami bloczek i
położył go na stoliku przed kanapą na której siedziałem. – To osiemdziesiąt
tysięcy euro. Mało, bo liczę na twój wyjazd bardziej jak na przysługę niż
opłaconą działalność. Te pieniądze maja ci starczyć na dwa tygodnie. Wliczają
się w to nawet koszty przelotu. Co dwa tygodnie będę ci wysyłał takową kwotę
przez moich pracowników – wyjaśnił, a mnie lekko zamurowało.
-Win,
jestem agentem sportowym, nie potrzebuję, żebyś za mnie płacił, gdyż dobrze się
orientujesz, że bardzo daleko mi do biedaka – powiedziałem.
-Wiem
i to nawet lepiej niż ty. W końcu zarządzam także twoimi finansami. Te
pieniądze to po prostu rekompensata za to, że nie możesz gdybać w tej sprawie ze
mną. Jak powiedziałem, sprawa już załatwiona i musisz się pakować – mój
przyjaciel nadal mnie zbywał.
-A
co z MB Rep Sport? - szukałem jakiejś deski ratunku, by tylko nie wyjeżdżać.
-Ja
się tym zajmę. Ja i Esperanza. Trochę zaufania. Ja wychodzę. Będziemy w
kontakcie. Dzwoń codziennie jakiś w normalnych porach. Weź broń.
-Dobra.
Mam wysyłać ckliwe smsy co godzina? – spytałem.
-Wystarczy,
że masz imię odpowiednie dla geja, więc nie pogrążaj się smsami. Wiem, że
umiesz o siebie zadbać – podniósł się ze swojego miejsca. – Jak mówiłem,
wychodzę. Jak wrócę liczę na to, że cię już tu nie będzie.
-Gdzie
wychodzisz? – spytałem.
-Po
prostu wychodzę – odpowiedział Windsor i już go nie było.
!@#$%^&*()_+
Rozdział nudny, ale taki musiał i miał być. Taka cisza przed burzą xD. Mam nadzieję, ze nie zrobiłam karygodnych błędów. Nie poprawiam nigdy tego co piszę, ponieważ po prostu nie umiem czytać jeszcze raz tego co piszę, bo wszystko wydaje mi się tak beznadziejne, że aż to usuwam. Dziękuję za wszystkie wasze opinie ;). Lubię gdy ktoś zwraca uwagę na moje błędy gdyż wiem wtedy co poprawić i oczywiście jak każdy lubię wiedzieć co jest ok. Chyba z czystej ciekawości tego czy to co piszę się podoba. Liczę na wasze opinie. Do napisania :).
W pierwszej osobie lepiej sobie radzisz :) Bardziej mogłam się skoncentrować na treści dzięki temu :) moim zdaniem nie jest aż tak nudno jak mówisz :) jest ok, nie ma jakiegoś niespodziewanego obrotu wydarzeń, ale jak sama twierdzisz to cisza przed burzą :) ciekawi mnie czy Myron odpuści i tak po prostu wyjedzie.. na razie wszystko takie tajemnicze..
OdpowiedzUsuńja bym Cię jednak zachęcała do tego, byś przeczytała kilka razy to, co piszesz.. może za pierwszym razem nie będzie Ci się to podobać, ale za kolejnymi może przyjść Ci jeszcze coś ciekawego do głowy i przede wszystkim wyeliminujesz drobne błędy, których w tym rozdziale było niewiele.. interpunkcja w niektórych miejscach, przed ''gdy'' itp. i przed imiesłowami przysłówkowymi.. i nie ''tą sprawę'' tylko TĘ sprawę.. jeśli wyraz kończy się na ''ę'' zawsze piszemy tę przed :) ja bym jeszcze wyeliminowała kilka zaimków albo je zmieniła :)i jeszcze zwrócę uwagę na jedną rzecz.. kiedy zapisujesz dialogi (wytłumaczę na jakimś przykładzie)
- Źle się czuję - powiedziała Ania.
- Źle się czuję. - Dziewczyna zbladła, informując mnie o tym.
Chodzi mi o to, że w pierwszym przypadku to, co jest po myślniku jest kontynuacją, więc piszemy z małej litery. A w drugim przypadku to, co jest po myślniku jest już oddzielnym zdaniem, choć wynikającym z poprzedniego, więc zaczynamy z dużej. Ty raczej zawsze piszesz z małej, ale da się z tym uporać. Wpisz sobie w google ''dialogi od kuchni'' to zrozumiesz dokładnie o co mi chodzi, bo ja raczej nie jestem dobra w tłumaczeniu takich rzeczy :D
generalnie jest ok, a przede wszystkim pomysł świetny :)błędy drobne, więc nie ma się co nimi za bardzo przejmować :) i świetnie prowadzisz dialogi :)
http://nakrawedziprzyjazni.blog.onet.pl
dziękuję za miłe słowa i wskazówki ;D.
UsuńZapraszam na pierwszy rozdział na http://awakeatnight.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń(oraz, jeśli wolisz na wersji blogspotowej :) )
Nowy rozdział! Przynajmniej tutaj dodaje normalne... Tak czy siak nie mogę dodać Cię do linków, bo onet dalej ma focha... ;<
OdpowiedzUsuńwww.czarnapieczec.blog.onet.pl
Cześć.
OdpowiedzUsuńWidzę, że czytasz Cobena... co ja poradzę, że czepiam się takich szczegółów, ale cokolwiek, co związane z książkami to mnie intryguje. Ja dopiero zaczynam zapoznawać się z tym autorem ~ tzn. przeczytałam Tell No One oraz kończę Play Dead ~ ale już jestem pod wrażeniem tego, jak on prowadzi swoje książki.
Już, cii, nie rozwodzę się nad panem Harlanem. Twój blog prezentuje się ładnie, a historia nie jest jasna, co zmusza do zastanowienia i głębszego wczytania się. I bardzo dobrze, o. Nie mogę się doczekać, co będzie dalej.
Miłych wakacji, tak w ogóle.
A tymczasem pozdrawiam i zapraszam do siebie ~ www.mistaken-heart.blogspot.com
na pewno odwiedzę twojego bloga ;). dziękuję za miłe słowa :).
Usuń"Salazar zachłysną się, rozszerzył do granic możliwości błękitne oczy i zapomniał na chwilę, jak się oddycha..."
UsuńCzyli rozdział drugi na www.mistaken-heart.blogspot.com Zapraszam, jeśli masz ochotę :3.
"Krew.
UsuńPowstrzymany naciskiem dłoni krzyk przerażenia i bólu.
Mnóstwo szkarłatnej cieczy lecącej bez opamiętania na chodnik jednej z ulic w Primasseum..."
Czyli rozdział drugi i pół na www.mistaken-heart.blogspot.com. Zapraszam, jeśli masz ochotę.
Cześć! Zapraszam serdecznie na nową notkę. Byłoby cudownie, gdybyś przeczytała i skomentowała ;*
OdpowiedzUsuń[ loving-the-darkness.blog.onet.pl ]
Pozdrawiam.